czwartek, 31 grudnia 2015

18 lat mangi One Piece, urodziny i rocznice Shonenowego tytułu nr 1 na świecie. Nostalgicznym okiem fana

W czerwcu 2015 roku 18 lat skończyła manga One Piece. Jeden z moich ulubionych japońskich komiksów wszedł właśnie w wiek pełnoletności. Korzystając z tej okazji składam tutaj autorowi mangi najlepsze życzenia oraz hucznego świętowania.

One Piece w  na półce pełnoletności. Pić już można!

One Piece - na polskie (Jeden Kawałek?) to japońska manga typu shonuen [a przynajmniej wśród tych typów kierowanych do nastoletnich chłopaków] wydawana od 1997 roku w Japonii i na całym świecie w milionowym nakładzie. Tytuł ten, adaptowany od 1999, jest jednym z rekordzistów wśród długości i popularności emitowanych seriali animowanych, ponadto będącym tytułem szalenie popularnym w wielu kręgach kulturowych, tylko w samej Japonii, gdzie z fenomenem One Pieca można się chyba w niemal każdej dziedzinie życia codziennego oscylującego wokół rozrywki i rekreacji, o festynach kosplayowych już nie wspominając.

Zdjęcia/Parki/restauracje/Live show/Statki, Wystawy, Pomnik

One Piece autorstwa Eiichiro Ody, jest czarno-białym (później także cyfrowo pokolorowanym) komiksem regularnie ukazującym się od połowy 1997 roku w magazynie Weekly Shounen Jump, a od grudnia 1997 wydawany w formie tomików. Na grudzień wypada 18-ta rocznica tego wydawnictwa na świecie, w Polsce dostępne w druku tomiki mangi są dostępne od grudnia 2010 roku, więc to też dla wydawnictwa JPF-u pewna rocznica. Do tej pory manga ukazała się w ponad 800 rozdziałach, wydana w 80 tomach, zrealizowana w ponad 700 odcinkach anime, 12 filmach kinowych, bonusowych odcinkach i spinoffowych rozdziałach i przekuta na chyba jakiś pierdyliard gadgetów, zabawek, gier, ciuchów itp...

Tytuł ten podbił moje jak i wiele serc na świecie swoim lekko przerysowanym światem, barwnymi bohaterami, a przede wszystkim opowiadaną i rozwijającą się na przestrzeni lat  historią; odrobinę bajkową otoczką, podsycaną dramatem na przemian z komedią, wszystko silnie pospinane marynistycznym klimatem. Historie początkowo z pozoru banalne, nie stronią jednak od tematów poważnych i ujmujących. Rdzeniem i pierwotnym założeniem historii jest dążenie do swych celów zawiązywanie nowych przyjaźni i walka o wyższe wartości, stawianie czoła przeciwnościom losu wciąż doskonaląc siebie w starciach z konkurentami oraz niezliczonymi zastępami wrogów, niejednokrotnie będącymi się już na starcie silniejszym od głównego bohatera, będącego spoiwem tego szalonego uniwersum. W pierwszym rozdziale poznajemy młodego, niepozornego chłopaka z prostym i wydawałoby się nierealnym marzeniem. Młodzian uzbrojony jedynie w swoje pięści, magiczną zdolność, szczery do granic absurdu uśmiech, talent do zjednywania sobie przyjaciół zarazem przysparzania wrogów oraz w szalony apetytem (także do przygód), potrafi odnaleźć się niemal każdej sytuacji rozbrajając czytelnika swoją nieposkromioną chęcią odbywania przygód. Jedni pokochają go za swoją nieprzeciętną czasami głupotę czy lekkomyślnością innym wyda się iż jego spokój ducha i nieznośną lekkością bytu jest pełna uroku. 

Główny bohater tej pirackiej opowieści (gdyż dzieje się głównie na morzach) jest Monkey D. Luffy (ah, imię niosące postrach wśród żeglarzy, arrr!) wkraczający w wiek pełnoletności młodziak wyruszający samotnie na pełne morze z gorącym pragnieniem na ustach o staniu się królem piratów, zdobywcą wszystkich mórz i skarbów, czyli dokonania czegoś chyba niemożliwego, gdyż poprzedni człowiek, który tego dokonał, stał się legendą, którą chce osiągnąć każdy śmiałek pływający pod piracką banderą. Chłopakowi, oprócz tronu króla, przyświeca jeszcze kilka celów wyprawy: zebrać wspaniałą załogę nakama, przeżywać niezapomniane przygody, zawsze najeść się do syta, dopełnić obietnicy danej swemu mentorowi i jednocześnie zbawcy, przy okazji oklepując maski paru łobuzom psujących jego prosty, poukładany światopogląd o przyjaźni i braterstwie wśród dzielnych wilków morskich jaki został zaszczepiony w jego dziecięcym umyśle. Luffy, spotykając na swojej drodze nigdy nie przejmując się czyjąś przeszłością ani powodem dla którego powinien zrobić coś, w prosty sposób postanawia zachowywać się tak, jak każdy praworządny człowiek uznał by za słuszne. A jego o pomoc nie trzeba prosić dwa razy.
Ot, lekkoduch jakich mało
Monkey D. Luffy, główny bohater sagi

Aha, w dodatku posiadający nadnaturalne moce, jak to mają w zwyczaju bohaterowie tego typu mangi. Ale nie są to jakieś udziwnione moce voodoo (no może ociupinkę). Zdolności, jakie bohaterowie otrzymują po zjedzeniu przeklętego owocu są indywidualne dla każdej z wybranych postaci i niejako pewnym odzwierciedleniem ich osobowości lub charakteru. Nie będzie zbytnim spoilerem, gdy wspomnę iż Luffy po zjedzeniu takiego owocu, staje się człowiekiem-gumą, w każdym tego słowa znaczeniu.

Dlaczego pokochałem One Piece? Tytułowym ŁanPisem jest legendarny skarb pozostawiony "#gdzieś_tam" przez nie mniej legendarnego króla piratów, można w pewnym sensie porównać do nieco starszego tytułu z gatunku shounen Dragon Ball, będącego swoistym pierwowzorem, duchowym ojcem dla One Piece, gdzie oprócz wyżej wymienionych schematów budowy świata, historii i przygód mamy do czynienia z poszukiwaniem legendarnych tytułowych smoczych kul, potrafiących uczynić różne cuda ich posiadaczom. Jak zresztą przyznał autor OP, Eiichiro Oda sam w dzieciństwie był (i pewnie nadal jest, mówiąc o nim sensei - mistrz) wielkim fanem twórczości Akiry Toriyamy oraz jego uniwersum smoczych kulek, co zainspirowało go do zostania manga-ką, zaczynając od prostych one shotów, opowiadających zamknięte historyjki, z czego jedna z nich stała się protoplastą znanego nam dziś One Piece. (coś jak w stylu pilota do serialu TV). Seria Dragon Ball, oglądana przeze mnie od wczesnego dzieciństwa nadal jest i na zawsze pozostanie w moim sercu ulubionym tytułem wszech-czasów, to One Piece jest jego godnym następcą, (nieoficjalnym moim zdaniem, dziedzicem tytułu przełomowego shonena), którego wpływ na inne tytuły mang i popkultury w ogóle będzie jedynie wzrastał. I nawet teraz, mimo posiadania kilku lat więcej na karku, wciąż czuję w duchu dziecięcą radość z czytania obcując z tym tytułem.

Jeśli drogi czytelniku nie znasz One Piece, a lubujesz się w czytaniu wielowątkowej mangi, te słowa kieruję do ciebie: po ten tytuł sięgnąć naprawdę warto, jest to długa wciągająca i zabawna historia mająca mnóstwo swoistych świetnych momentów i głęboko poruszająca chwil, nie bojąca się bawić w przerysowywanie niektórych pomysłów z zewnątrz i przedstawiając je na nowo w odmienionym świetle.

Mało tego powiedzieć że sam autor Oda sensei ma kolejny powód do świętowania, gdyż 1 stycznia, skończy równe 40 lat. Połowę z tego spędził na tworzeniu One Pieca. Niech i przez kolejne tyle wena go nie opuszcza :D Jeszcze raz: Hiphiphip Huraaaa!!!


Jeśli jednak znasz już ten tytuł, to cóż jeszcze mogę dodać, wiesz na czym sprawa stoi. Nie sposób wymienić wszystkich cech One Piece, gdyż temu potrzeba więcej miejsca, czasu... ba o tym można nawet napisać pracę dyplomową jeśli się uprzeć. A pomimo osiemnastki na karku, tytuł nie stracił nic ze swojej świeżości i tempa rozwoju. Więc oby tak dalej. 

I pamiętajcie. To ja zostanę królem piratów!!!
Do poczytania

Więcej w encyklopedii inspiracji w One Piece




czwartek, 24 grudnia 2015

10 lat życia w kłamstwie... Jubileusz pisarski Jakuba Ćwieka

"O ja pie***!!" ...pomyślałem, kiedy zobaczyłem numer ze zmianą narracji oraz samego medium jaki odstawił Dezyderiusz Crane w polskiej powieści fantasy Kłamca Papież Sztuk. Moment ten jak i wiele innych do tej pory przeczytanych w tej książce kazało mi się co chwila zatrzymywać i poddawać refleksji: jak świetnie zostały zaimplementowane w tej 300-tu stronicowej powieści odniesienia oraz aluzje do popkultury oscylującej wokół kultowych filmów Hollywood czy współczesnej muzyki rozrywkowej z gatunku rocka i metalu. Te przerwy dla mojego umysłu, wymuszone przez przeczytanie genialnych (wg mnie) zagrań antagonisty powieści, pozwalały mi ochłonąć i przeanalizować na spokojnie, to co się właśnie wydarzyło w powieści. Słowem - genialne! Najlepsza wg mnie część z cyklu o Lokim Kłamcy jaka została do tej pory napisana, łamiąca wiele książkowych schematów do których przy czytaniu tradycyjnych książek byłem przyzwyczajony.


To był tez dobry moment aby uświadomić sobie iż właśnie trzymałem wtedy w rękach wydanie głoszące wprost z okładki, iż jest ono wydaniem jubileuszowym. Także w tym miejscu pragnę gorąco pogratulować autorowi cyklu, Jakubowi Ćwiekowi, twórcy takich serii powieści fantasy jak "Dreszcz", "Chłopcy" oraz kilku innych wartych uwagi pozycji. Sam autor natomiast, jako fan i znawca popkultury oraz człowiek wszechstronny, otwarty i jednocześnie zdystansowany (o czym miałem okazję sam się przekonać na spotkaniach autorskich oraz konwentach Pyrkon 2015 i Dni Fantastyki 2015) na miano genialnego autora w pełni zasługuje. 
Jakubie, życzę Ci niejednej nagrody Zajdla, oraz zapraszam na kolejne spotkania przy piwie. (z mojej strony obiecuję, że będę bardziej oczytany w temacie :P

Nie mogąc się powstrzymać, pozwolę sobie przytoczyć klasyka:
"To jest miś na skalę naszych możliwości i to nie jest nasze ostatnie słowo".
Również życzę aby nie było to ostatnie słowo naszego kochanego Kłamcy. Salute!!!

czwartek, 3 grudnia 2015

10 lat konsoli Xbox360... w mojej wirtualnej pamięci. Wspomnienia ze zdobycia pierwszej wielkiej konsoli

Ech latka lecą... w branży gier video każdy rok to już kolejny skok, ale do niektórych gier nadal będzie się miło wracać, nieważne jak się zestarzeją...
Co do mijania czasu wczoraj, swoje święto miała konsolka XBOX360, czyli 10te urodziny wypuszczenia na rynek światowy tej amerykańskiej zabawki Microsoftu 2 grudnia 2005 roku.
Jak ja to wspominam?

Zacznę od przyznania się jakim byłem swego czasu noobem, gdy chodzi o wirtualną rozrywkę, zwłaszcza gdy chodzi o rynek konsol. O tym, że nie w latach gimnazjum i przełomu z i liceum totalnie nie wiedziałem co to jest marka "XBOX" widząc jakieś bajeczne reklamy gier w latach 2001-2005 w telewizji, gdy po nie do końca jasnych reklamach różnych (jak się potem skapnąłem, gier) majavczył na ekranie zielony symbol "X" migocząc na czarnym tle. Co to za zielony Iks się na czarnym tle pojawia? Eee? ówczesny marketing firmy do mnie jako dzieciaka a potencjalnego odbiory produktu widać nie trafiał. Dopiero usłyszane od znajomych plotki o nadchodzącym na rynek PS3 i starcie nowej generacji konsol video uświadomiły mi że istnieje na rynku elektronicznej rozrywki coś takiego jak konsola do gier, gdzieś tam sobie będąca sąsiadem/konkurentem marki Playstation. (Zaleta mieszkania w małym mieście, bez internetu, brakiem znajomości z ludżmiu w temacie etc.). Jako nastolatka pogrążonego w PC-towych grach z pokroju Wormsów czy Harry Pottera /wychowanego w dzieciństwie na konsolowym Pegasusie i NES-ie, cena najnowszej zabawki Billa Gatesa odsuwała ją do strefy czystej abstrakcji. gdy pod koniec 2009 roku, za namową rodzeństwa w naszym domowym gniazdku osiedlił się nowiutki Xbox360 wersji Arcade (+Banjo-Kazooie Nuts and Bolts, Pure, Lego Batman The Video Game) doznałem sporego szoku, jakim bajerem graficznym potrafi sie pochwalić 7-dma generacja konsol (mając na myśli tylko 3 w.w. gry - ignorat jak nie wiem co) ale nadal się dystansowałem do produktu przez cenę każdej wydawanej ówcześnie w zielonym DVD-casie gry. jednak obcowanie z konsolą otworzyło mi oczy, ileż to mam  teraz tytułów mam do nadrobienia. A oprócz posiadania konsoli, pomogło mi w tym...
Bojowe spojrzenie z kioskowej witryny, na jakie natrafiłem wracając pewnego razu ze szkoły. Ów wzrok należał do jednego z bohaterów mojego ulubionego anime, gdyż z okładki czasopisma wydanego też mniej więcej w tym czasie w okienku kiosku uśmiechnął się do mnie nie kto inny jak Son Goku z anime Dragon Ball. Jak potem odkryłem, jego wizerunek zamieszczony na okładce okazał się element artu gry Dragn Ball Z Budokai Tenkaichi 3 wydanej na konsole PS2, sam art stanowił okładkę #125 magazynu PSX Extreme. Dawno nie widziana w polskim druku twarz Goku najbardziej przykuła moją uwagę, a z każdą stroną wzmagało się tylko moje podniecenie nowo nabytą lekturą, szybko zdążyłem zapomnieć o Sayańskim wojowniku zaczytując się wiedzą o rynku gier video; Nintendo, Playstation, Xbox, wszystko powoli zaczynało się dla mnie stawać jasne. Przez dłuższy czas, zamiast grać w same gry, przeznaczałem oszczędności na kolejne gazety wydawnictwa aby dowiadywać się "w co" grać, nadrabiając ciekawostki z branży gatunku electronic entertainment.
Dzięki temu jednemu PSX-owi odkryłem istnienie dziesiątek franchisów growych, przekonując się tym samym coraz bardziej do przydatności X360, który w między czasie zdążył wylądować na półce na jakiś może rok bezużyteczności, gdy ja dozbrajałem się w motywację i informacje z konsolowego świata (ba, w tym magazynie nawet dowiedziałem się o istnieniu gier serii anime One Piece na Nintendo Wii, oglądanego niegdyś w niemieckim TV zamiennika dla serii Dragon Ball).

Urodziny 10-ciolatka

Nie ukrywam ze bez posiadania tej konsoli, zbierania konsolowego szmatławca oraz ciekawych informacji zebranych od przyjaciół i znajomych, nie zdecydowałbym się na dalsze przygody z tym medium i nie nabyłbym ze sporym pakietem gier konsoli PS2 slim. Dalej nie odkryłbym takich serii jak: Metal Gear Solid [od MGS3 Snake Eater], Tekken [od Tekken 5], Guitar Hero [od GH III] Okami czy Resident Evil jako gry [RE 5 już na Xboxie]. I tak po tych 10 latach istnienia, lub 6 latach bytowania w mojej świadomości X360, mogę śmiało przyznać że ze zwykłego casuala (ogrywającym jedynie gry z N64) stałem się w miarę obeznanym graczem/ amatorskim znawcą tematu. 1 niezamierzony prezent zawrócił mi w głowie wzbudzając przy tym tyle growych pasji... choć tych straconych przed TV godzin nigdy się nie odzyska... jednak nie były to godziny ZMARNOWANE ;)

Jakieś moje besty tytułów na tę konsolkę? Pewnie kiedyś ujawnię jakąś swą toplistę.