wtorek, 3 marca 2015

METAL GEAR SOLID czyli ballada o chodzącym czołgu. Moja opinia gracza Cz.4 Zjadacz Węży


Interaktywny ekran powitalny w HD
Kolejna dawka Metal Geara już za mną. Snake Eater w HD na XBOX360, to naprawdę wspaniałe przeżycie. Tą grę trzeba przejść, kiedy mówimy o klasykach na PS2. Wrażenie, jakie wywołuje na mnie ta już 10-cio letnia gra jest nadal przeogromne. Ta gra to kolejna perełka w koronie Kojimowych produkcji, dalszy ciąg szpiegowsko składankowych perypetii i zarazem doskonała odskocznia od znanych dotychczas ciasnych składankach po wrogich bazach. Baz w tej grze nie brakuje, ale to nie one są najważniejsze. Kojima-sam zabrał mnie w nową rzeczywistość po raz kolejny żonglując na wielu fabularnych polach. Między polityką, nietuzinkowymi postaciami akcją sensacyjno-szpiegowską, dramatem, romansem i teoriami spiskowymi oscylującymi o absurd znajduje się stary dobry Metal Gear (old Metal Gear). Najważniejszą zmianę, jaka zaliczyła w tej grze seria to te wszystkie elementy obracające się wokół nowego bohatera, Naked Snake’a, znanego później (też wcześniej!) w serii jako Big Boss.

Radiorozmowy, nie tak liczne jak poprzednio, ale ich także nie brakło

Dżungla. To jest dżungla moich marzeń. Nie widziałem (przynajmniej na PS2) nigdzie tak wspaniale wykonanej dżungli. Snake przechadza się pośród roślinności i dzikiej fauny przywdziewając coraz to kolejne ciuszki maskujące. Jeden z najwspanialszych patentów, które znacznie urozmaiciły moją rozgrywkę, umożliwiając przejść ją niezauważonym. Klasyczny radar, znany z MG2, MGS i MGS2 tutaj nie istnieje, (jak powiedział w jednej z video parodii parodii Major Zero: „your equipment sucks” :P ) Za to kilka patentów pozwalających w miarę rozeznać się w terenie i otaczających nas istot. Pośród wszystkich patentów przystosowanych do lat 60’ pigułka sztucznej śmierci, powoduje game over, gdy na czas się nie weźmie antypigułki. Infinite ammo dzięki wcześniejszemu znalezieniu węża Tsuchinoko, stealth camuflage za znalezione 64 Ketorany, niezwykle bajerancki tranquilizer gun (skrócie Ez gun) oraz masa innych mniej lub bardzie przydatnych patentów podczas przechodzenia gry. Często używałem znalezionych podczas wędrówki N.V.G. oraz Termal Goggles, nie raz mi szczęka opadała z trzaskiem na podłogę, kiedy widziałem emitowany przez nie obrazy dżungli.
Co to pudło robi tutaj?

Po pierwszym odpaleniu gry wita mnie ekran powitalny, który od razu nam podpowiada że mamy do czynienia z częstym i gęstym używaniem kamuflażu, na którym można zmieniać wzory i barwy tła. Filmik z napisami początkowymi z piosenką Snake Eater to także mała interaktywna zabawa. Zaczynam grę. Wczytuję sejwa z wcześniej odblokowanymi patentami i kamuflażami. Krótka cutscenka wprowadzająca i już uczucie jak w starym Bondowskim filmie. O starych filmach będzie nie mało za sprawą prowadzenia rozmów z Para-Medic (ech, Kojima, Ty filmomanie :) Przechodząc każdą kolejną mapkę, bawiłem się w dodatkowe eksplorowanie terenu. Myślałem, że gra niczym specjalnym mnie nie zaskoczy a tu proszę: podcinając linki na moście linowym wyprowadziłem stojącego żołnierza z równowagi aż w końcu spadł do rzeki. Pojedynkując się z Ocelotem nad pszczelim kanionem, wyjąłem zdobytego w poprzedniej grze rewolwer SAA, po chwili przystąpił do westernowskiego pojedynku. Takich smacznych momentów musi być zapewne więcej.

Kamuflaż doskonały

Typowych dla serii smaczków (no i absurdów) w grze nie mogło zabraknąć także podczas zwykłego przechodzenia gry. Para-Medicowe pogaduszki o filmach, to nic innego jak zamiłowanie Mr. Hideo do kina, co objawia się kilkudziesięcioma rozmówkami pani Doktor ze Snake'iem podczas zapisywania stanu gry. Każdy wspominany przez nią film to klasyki kina sci-fi lat 60-tych i wcześniejszych, na co nasz brodaty protagonista pozostawał zupełnie obojętny, jedynie na film o 007 Snake wdał się w szerszą pogawędkę z Majorem Zero. Z nim też miałem parę śmiesznych rozmów przy okazji np. znalezienia w dżungli  czapki krokodyla. Podczas starć z bossami opłacało się dzwonić do towarzyszy, ci zawsze mówili coś ciekawego o uzbrojeniu przeciwników (Sigint) albo dawali porady jak ich pokonać (Major). Dialogi przez radio niemal zawsze są indywidualne względem sytuacji, zatem nawet przerwy we właściwym gameplayu nie pozwały mi się nudzić. Wiele znaczących  uśmiechów w stronę gracza znajduje się w wybranych cutscenkach. Dla przykładu; podczas rozmowy z Graninem, używając trybu widoku z pierwszej osoby, patrząc uważnie po zmanipulowaniu kamery rzucały się w oczy figurowe modele Metal Gearów oraz Cyber Mecha z Zone Of the Enders, (Innej mini serii gier autorstwa Kojimy, o tematyce futurystycznych mechów bojowych), również w tej samej scence, mogłem wypatrzeć znajome twarze na ściennych fotografiach. Innym razem są to niebezpośrednie nawiązania do postaci Raidena (Ivan Raikov), jeszcze gdzie indziej znajdywałem uśmiechające się słodko plakaty japońskich modelek. Wymieniając dalej z nawiązań do filmów o bohaterze powieści Iana Fleminga na jednej z finałowych cutscenek wypatrzyłem na motocyklu Evy rejestrację o numerze „LAK 770” (jakieś analogiczne nawiązanie do szczęścia i agenta 007?).

Like a Boss... ekhem... Bond! (Dżejms Bond)
Grając w MGS 3 w HD często zatrzymywałem się w różnych punktach i podziwiałem pracę jaką graficy włożyli wypełnienie mapy detalami, sprawiającymi wrażenie żywej dżungli, przy czym nie raz jak zahipnotyzowany rozczulałem się nad faktem, jak udało im się umieścić tyle szczegółów na leciwym PS2. Mistrzostwo! Wersja HD dorzuciła nowe wydania gazetek reklamujących ostatnio wydane gry MGS, co w sumie po za zabiegiem kosmetycznym nie zmienia rozgrywki względem oryginału.
Fenomenalną innowacją w oryginalnej grze było branie wrogich żołnierzy na przesłuchanie. Często dawali oni wskazówki mogące pomóc odnaleźć inne smaczki, zdradzić częstotliwość radiową dla odblokowania losowej ścieżki dźwiękowej, albo popsioczyć na kapitalistyczne psy ze zgniłego zachodu. Nowych rozwiązań cała masa. Przechodząc ta grę robiłem często trik z przesłuchaniem żeby potem podnieść alarm i walczyć z wciąż napływającymi posiłkami dla czystej przyjemności płynącej z siania rozpierduchy. Setki sposobów eksterminacji wroga, nudzić się zatem nie mogłem.
Walki z bossami to kolejny mocny element rozgrywki, każdy z nich trafnie nawiązuje do pseudonimu, jaki nosi. Oryginalność, jaką niosą za sobą style i sposoby walki z nimi także są godne pochwały. Pokonanie ich za pomocą strzałek nagradzały mnie specjalnym kamuflażem dającym pewne określone właściwości. Do moich ulubionych starć należy pojedynek snajperski z The End-em, natomiast najczęściej używałem kamuflażu po zwycięstwie w walce z The Sorrow (ciche kroki, kradzież staminy od żołnierzy). Wracając do walki ze stuletnim snajperem; warto abym przytoczył tu kilka trików pozwalających na pokonanie tego bossa, także poza walką, ba nawet poza samą grą! Ot, po przestawieniu zegara na menu konsoli do przodu, przy następnym wczytaniu gry w czasie walki, nasz przeciwnik umiera… ze starości!

Wygląd postaci względem MGS2 został jeszcze mocniej dopracowany. Emocje, jakie widziiałem na twarzach bohaterów sprawiają, że jeszcze mocniej utożsamiałem się z nimi wraz z rozwojem akcji. Do najbardziej udanych aspektów przedstawiania historii w grze należały świetnie wyreżyserowane cutscenki. Momenty, gdy historia osiągała punkty kulminacyjne, oglądałem z zapartym tchem. Zdarzyło mi się również uronić trochę łez, gdy nastawały momenty mocno grające na uczuciach. Cutscenki nie były pozbawione dynamizmu. Historia toczy się spokojnie, by nabrać nagle nabrać rozpędu w odpowiednich miejscach. Opowieść przedstawiona w MGS 3 to kolejny twist polityczny idealnie oddająca klimat tamtych czasów, wprowadzają nas w świat zimnej wojny, broni nuklearnej oraz międzynarodowych spisków. Podwójna gra (no kto by pomyślał?) Ocelota, jego związek z The Boss i The Sorrow, geneza wszystkich Metal Gearów i wiele, wiele innych wielotorowych wątków podjętych w grze, to już standard dla Kojimowych produkcji. Całość opakowana jako dobra kalka szpiegowskiego filmu nacechowanego klimatem pierwszych Bondów, ciągnąc nas z jednego pomniejszego wątku na drugi, z biegiem zacieśniając się wokół wątku głównego, aby na finał zdzielić bolesna prawdą, jaka skrywała moja finałowa oponentka, The Boss. I tu płakałem znowu ;-(

Smutna prawda wychodzi na jaw
Snake Eater to moja pierwsza przygoda z serią, mająca swój absolutny początek od gruntownego przesłuchania genialnej ścieżki dźwiękowej. Aż dziw pomyśleć że do pierwszego senasu z grą zabierałem się przez cały rok samego słuchania Metal Gear Solid 3 Snake Eater Original Soundtrack Po raz kolejny w procesie powstawania muzyki brał Harry Gregson-Williams. Tym razem nie są to kompozycje nacechowane industrialne, przywodzące na myśl zimne, ciasne pomieszczenia, tylko otwartą przestrzeń radzieckiej dziczy. Pierwszy utwór na ekranie powitalnym „CQC”, doskonale oddaje charakter panującego w grze klimatu. Oficjalny, dwupłytowy soundtrack to ponad dwie godziny doskonale nastrojowej muzyki. Fanowska składanka utworów zawiera kolejną porcję utworów znanych z poszczególnych sytuacji w grze, niestety nie ma jak do tej pory pełnej ścieżki, wiele utworów nadal pozostaje dostępna jedynie w cutscenkach i radio rozmowach.
A dubbing? Prawdziwy miód dla uszu, doskonale dobrani aktorzy głosowi wchodzą na wyżyny swoich możliwości. Nie zawodzi (jak zawsze) David Hayter, ponownie dobrany do roli Snake’a (on się chyba urodził dla tej roli, prawda Kiefer?) Głębia głosu The Boss (Lori Alan) też często przyprawiała mnie o dreszcze.
Ta gra to wspaniałe przeżycie, które mógłbym powtarzać w kółko tygodniami. Już wersja Snake Eater na PS2 wciągnęła mnie do kilka gameplayów pod rząd, wersja HD która posiadała usprawnienie wzięte z rok później wydanej edycji Subsistence w postaci ruchomej kamery to już naprawdę pełnia szczęścia. Zabrakło mi jednak takich dodatków jak bonusowe cutscenki czy tryb sieciowy Metal Gear Online z PS2 (nigdy go nie wypróbowałem).

Double cross Ocelot, czyli klasyczne dla serii outro.

Statystyki gry na poziomie Normal

To wiekopomne dzieło znajdujące się na liście pozycji obowiązkowych do przejścia klasyków zajęło mi w pełni 13 godzin na poziomie Normal (trochę przedłużyłem eksplorując mapki i robiąc masowe rozwałki wrogów iotoczenia). Tak oto narodziła się legenda najwspanialszego żołnierza XX wieku, która stała się też pra-prequelem dla wszystkich wcześniejszych i późniejszych tytułów serii Metalowej Zębatki. W mojej skali ocen 10/10 z wykrzyknikiem!

Po krótkiej przerwie powracam do maratonu w MGS Portale Ops na PSP, aby poznać dalsze losy legendarnego Big Bossa. Do poczytania tutaj:


  Na koniec, galeria czasopism z radzieckich baz wojskowych

W Snake Eater zagościła twarz starego Solida Snake'a...

...Oraz Cyber Raidena ze swojej solowej przygody
das magazine, Ruskie gabarit po niemiecku?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz