wtorek, 3 marca 2015

METAL GEAR SOLID czyli ballada o chodzącym czołgu. Moja opinia gracza Cz.2 Bliźniacze Węże

Jestem już po rundce z Metal Gear Solid The Twin Snake, ponownie kompletnej rundzie, gdzie grę przewałkowałem poniższy tytuł od A do Z. Będąc już świeżo po rozegraniu 10 godzin oryginalnego MGS-a wychwyciłem znacznie więcej różnic niż gdy grałem wcześniej w obie gry w dłuższym odstępie czasu. Od czego by tu zacząć...

Gra wydana jako Nintendo gamecubowy exclusive to remake wydanej 6 lat wcześniej na PSX gry Metal Gear Solid, zwany potocznie MGS1. Gra nie odbiega fabularnie i gameplayowo w nawet najmniejszym stopniu od tego czym był pierwowzór, a że pierwowzór był grą niemalże doskonałą, to czy wersja wydana przez studio Silicon Knights jest taka sama? Znawcom nie muszę mówić wyjaśniać, że nie do końca, a tym, co w remake nie grali, niech posłuchają uważnie.

Konami i jego MGS na Nintendo
Graficznie na wstępie tytuł bardzo ładnie,a jako że pierwszy MGS bardzo mi się podobał, ucieszyłem się że gackowy tytuł to jego remake, gdy dowiedziałem się o jego istnieniu. Niemal cały interfejs, silnik i rozwiązania gamplayowe zostały wzięte z MGS2 z końcówki 2001 roku (również świetna gierka). Na co mogę w tym tytule narzekać?
Nie chcę pisać teraz porównania między dwoma grami, to by wymagało ode mnie napisania drugiego, obszerniejszego posta. Otóż sporo kontrowersji wywołało u mnie wykonanie cutscenek. Taaaaak, ;( największa bolączka tej gry, (nie)słynne, stylizowane na jakby matrixowe cutscenki. Ich wykonanie w reżyserii Ryuhei Kitamury nie zostawia żadnych wątpliwości, że zostały one wykonane po premierze trylogii braci(nomen omen!) Wachowskich o bohaterskim, skaczącym po ścianach, odbijającym się od pocisków Neo. Epickość w tych cutscenkach zdaje się sięgać zenitu, uderzając mnie w twarz coraz potężniejszym absurdem. Więcej matrixa niż w pierwszym filmie „The Matrix”. Te wszystkie wyskoki, nieludzkie wygibasy, "bullet time" na każdym zakręcie i fabularne naciągnięcia z góry wykreślają tą grę z kanonu! Kiedy na napisach końcowych przeczytałem nazwiska pod „motion capture” nie mogłem się nadziwić, że ludzie naprawdę mogliby odstawić takie fikołki jakie robili Solid Snake czy Liquid Snake na ekranie. W przypadku Gray Foxa jest to jeszcze dopuszczalne, ponieważ odziany w egzoszkielet jegomość ninja miał bardzo usprawnioną i skoordynowaną ruchowość. Mimo to jestem zdania, że wszystkie filmiki reżyserowane przez Kojimę nawet w połowie nie mają tyle nieziemskich akrobacji co Bliźniacze Węże od Nintendo. Jakbym miał władzę, wyciąłbym wszystkie te „odpały” z cutscenek i wstawił ponownie do gry. Tych odpałów, głównie naciąganych do granicy absurdu akrobacji gimnastycznych naliczyłem 36, wśród nich jest też parę momentów które wołają o pomstę do nieba (rozmowa Solida z Bakerem, gdy Wąż nie uzyskuje od świeżo ocalonego zakładnika odpowiedzi, ten celuje w niego z pistoletu Socom).
Część cutscenek faktycznie nadaje grze dynamizmu, jakiego czasem brakować mogło w pierwowzorze, dobrze wypadają też momenty gdy trzeba graczowi zagrać na emocjach, niestety, tych momentów filmikom brakuje.



Całkiem niezły wynik uzyskany w Twin Snakes na normal

...oraz w boss survival, tym razem na easy

Pomimo moich złośliwości pod adresem Bliźniaczych Węży, jest to świetna gra. Niemal wszystkie oryginalne pomysły w oprawie z nowej generacji przykuły mnie do ekrany na ponad 10 godzin gry, chociaż jej poziom trudności spadł (pozbyto się dłużyzn i częściowa redukcja backtrackingu) dała mi przy pomijaniu cutscenek i codeców wynik 3 godzin na przejście gry na poziomie normal.

Pojawiają się podobnie jak w MGS 2 dog tagi, ale tylko jako ciekawostka; nie dają one żadnych bajerów, te zdobywa się standardowo. Gra, jako że jest to Metal Gear, musi zawierać smaczki. Jest tu całkiem sporo uśmiechów skierowanych do gracza. Ze strony Nintendo np. obecność figurek maskotek w labie Otacona (może lubi grać w Mario?), plakaty, interakcja z konsolą, animacja z Zone of The Enders, jednej z gier autorstwa Kojimy wydanej na PS2. Niestety uśmiechy zmieniały mi się w grymas małej złości gdy obok tych nawiązań musiałem oglądać te nieszczęsne filmiki, które jak to w uniwersum MGS dużo wnoszą do fabuły.

Zmiana strojów? Czemu nie? Po dwóch grach...
Z pozytywnych rzeczy ucieszyła mnie możliwość wykorzystania rozwiązań z MGS 2 w walkach z bossami. Teraz nie muszę na ślepo strzelać czy latać z celownikiem po ekranie, bo mam pełną kontrolę nad tym co widzi dzielny wojak Snejk - widok z pierwszej osoby i celowanie analogiem.

Muzyka też nieźle daje radę, choć jest jej więcej niż w skompilowanym fanowskim soundtracku. Szczególnie zapadają w pamięć utwory motywy z walk z bossami, niektórych momentów zimnego industrialnego pomieszczenia też osobno miło się słucha. Jest jeden motyw bazujący na „Warhead Storage” ale mogło by takich motywów inspirowanych być więcej. Niektóre utwory cutscenkowe niestety też starają się, jakby na siłę, brzmieć bardziej matrixowe.
Jeszcze jednym fajowym trybem w grze był boss survival, który pozwala przejść do najbardziej kultowych starć w grze bez konieczności wczytywania wcześniej przygotowanego Save’a. Moim ulubionym, także dzięki muzyczce są te ze Sniper Wolf, chociaż w każdą mi się świetnie grało

Jedyny taki Metal Gear na NGC
Ogólnie oceniam ta grę jako bardzo udaną, nie-bezpośrednio Kojimową produkcję, który nawet jakby chciał nie mógł by nadzorować szczegółowo jej powstawania, bo w tym samym czasie zajmował go proces twórczy w MGS 3 Snake Eater. Szkoda że wyszło tylko na NGC, może jeszcze dam jej szansę i zagram na Wii jeśli będzie obsługiwał lepszą rozdzielczość, a ta gra mogła wejść w skład wydania HD Collection na X360/PS3 z 2011 roku. Nie weszła, szkoda.

Nowy stary Codec

Jeszcze o wokalach aktorów muszę powiedzieć. Dzięki Dave!!! Tak, nikomu innemu jak Davidowi Hayterowi należą się gorące podziękowania. Ponoć oddał połowę swojej gaży za udział w dubbingu Solida Snake’a w zamian za warunek ściągnięcia do studia nagrań wszystkich aktorów z oryginału (zapłacił za ich transport i hotel czy co?) Fajnie znów usłyszeć te same głosy w odświeżonej wersji, chociaż brakuje im momentami (czasami są one bardzo długie) tej samej pary i werwy co wcześniej, a przecież wypowiadane dialogi są identyczne. Trochę zbyt ospale brzmią w wielu bardziej napiętych sytuacjach, jakby mieli gorączkę, byli na jakimś kacu, albo uznali że nie ma się po co super wysilać, skoro to tylko remake. Oryginał ma brzmieć lepiej i już. Paru głosom trzeba przyznać, świetnie brzmią – Ocelot Patrica Zimmermana jest nie do przebicia. Niestety paru paniom, już się za bardzo nie chciało… Nie chciało się też innemu zespołowi powiedzieć trzech groszy do tej produkcji. Czemu Japończycy z Akio Otsuką na czele (znanemu głosowi z wielu anime) nie podeszli do zdubbingowania tej japońskiej gierki na japońską platformę? Za to jest kilka języków europejskich, ale to już musiał bym się zmuszać do ponownego grania...

Gdybym miał oceniać ta grę sprawiedliwie, musiałbym wystawić jej dwie oceny. Jako gra bez cutscenek (lub tych wyciętych fragmentów) 9/10, jako całość 7,5/10. [chyba że każdy występujący tam bohater  był jakimś cyborgiem z ADHD] :P
Polecam zagrać każdemu posiadaczowi Nintendo GameCube, a ja w tym czasie zasiadam do kolejnej kanonicznej część MGS-a, Sons of Liberty. Ręko Ocelota z Liquidem w środku, szykuj się na Solidne zastąpienie głównego bohatera XD!!! Do poczytania tutaj:

Kto się zajmował Pieskami Snake'a, kiedy ratował świat? Hobby Solida w cywilu - opieka nad śnieżnymi psami :)
Ocelot, co Ty znowu knujesz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz