wtorek, 3 marca 2015

METAL GEAR SOLID czyli ballada o chodzącym czołgu. Moja opinia gracza Cz.5 Przenośne Operacje

Kieszonkowe Akcje czyli Portable Ops – pierwszy poważny kanoniczny skok w przygodach Snake’a na przenośne konsole. Szkoda, że ten tytuł jest exkluziwem dla PSP, bo w serii jest to nie mniej ważny, choć nie w stu procentach obowiązujący tytuł, co pozostałe numeryczne części.

Metal Gear Solid Goes Portable. Przez kabel PSP component,
niestety z wyśrodkowanym centrum panoramicznego ekranu
Skończyłem ostatnio grę Portale Ops grając na swoim 32 calowym LG-ku grając z konsoli PSP przez kabel komponent. Gra się nieco inaczej w drugą odsłonę przygód Naked Snake’a czyli Big Bossa, nie mniej jest to gra wciągająca. Głównie za sprawą filmików, które w tym tytule zamiast znanych wcześniej w serii doskonale reżyserowanych cutscenek mamy coś w rodzaju Digital Graphic Novel. Pół ruchome kadry komiksowe autorstwa w bardzo subtelny Ashley’a Wood’a bardzo subtelny i nonszalancki sposób wprowadzało m nie do fabuły. Szkoda tylko dla samej gry, iż komiksowe, narysowane specyficzną grubą kreską i o ograniczonej okreslonej gamie barw są jedynymi momentami, gdzie mogłem usłyszeć rozmowy aktorów (pozostają jeszcze pojedyncze sekwencje podczas gameplayu) Znany już wcześniej David Hayter oraz pozostali głosowi aktorzy nie zawodzą pod żadnym względem. A na koniec gry, by móc znów usłyszeć głos młodego Ocelota? Bezcenne.

A jak muzyka? To także bardzo mocny punkt tej rozgrywki. Ponure, smutne aranżacje fajnie nastrajają do prezentowanej historii. Nie ma tym razem muzyki Gregson-Williamsa, za to jest niemała dawka od szacownego kolegi z Japonii, Norihiko Hibino ze swoją wierną drużyną kompozytorów. Nie ma jak w poprzedniej odsłonie głównego motywu MGS Theme (chyba ma to coś w związku z pomówieniami o plagiat), nie ma zbyt wielu utworów, które przemawiają tak mocno jak w Snake Eater, ale słucha się ich równie dobrze. Posiadam oryginalny soundtrack na półce, który nie raz umilał mi czas (mój ulubiony utwór: "RAXA" z walki z Metal Gearem RAXA). I jak to zwykle bywa, podczas komiksowych cutscenek daje się usłyszeć inne ciekawe motywy, które niestety nie zagościły na żadnym wydaniu OST.


MGS PO. Original Soundtrack and Original Game
Fabularnie gra mocno nawiązuje do wydarzeń mających miejsce 6 lat wcześniej podczas Operacji Snake Eater. Pomimo ograniczeń, jakie niósł ze sobą model cutscenkowy, jest on bardzo czytelny i przyjemny w odbiorze. Fabularnie to dalszy ciąg rządowych rozgrywek i spisków, zdrajcy usiłujący doprowadzić do kryzysu, Big Boss zbierający swoją armię żołnierzy oraz kroczący mech uzbrojony w atomówkę. Nad fabułą nie będę się rozpisywał. Ponoć twórca serii Hideo Kojima, nie przykładał do tej produkcji pełni uwagi, jako reżyser. Historia mimo to jest niebanalna, zapierająca czasem dech na parę sekund, potrafiąca wywrócić całość historii w jednej chwili (co chyba jest standardem dla serii). W dialogach zawarto znany dla tych gier humor. Znane postacie jak Roy Campbell czy Gray Fox tu zwany jako Null, oraz wiele smaczków skierowanych w stronę gracza nie brakuje.

Grać jako mój główny przeciwnik? W MPO już można :)








Żołnierz GA-KO, lepiej z nim nie zadzierać!
W stronę nieco inną poszedł znany dotychczas gameplay. Nie mamy już nieskończonej ilości miejsc na ekwipunek w naszej kieszeni. Ba, to nawet przypomina bardziej pierwsze gry z serii Resident Evil. Mamy zaledwie 4 miejsca w kieszonce, możemy grać w jednej misji 4 postaciami maksymalnie. Podczas pierwszej kalkulacji myślę "16 przedmiotów max?" Nic z tego. W niektórych miejscach miałem okazje się przekonać, że posiadanie drużyny wcale nie wpływa na lepsze pozyskiwanie broni. Dla przykładu; przed walką bossem, (Python) przygotowałem sobie więcej uzbrojenia i medykamentów, ale te w czasie walki poznikały, chociaż itemy wyrzucone przez członka drużyny nie znikają w czasie gry. Masakra, trzeba się dobrze przygotować do starcia z góry wiedząc, jaka broń będzie w walce skuteczna lub poświęcić jednego czy dwóch członków drużyny, aby trochę zmniejszyć ilość życia bossowi. Nim doszedłem do walki Snake’iem, na plus muszę dodać iż kosztem utraconych żołnierzy, ale bez solucji eksperymentowałem kilkanaście razy! Jako, że walczyłem już z osłabionym wrogiem, a sam Snake nie może zginąć (innych ludzi po utracie życia lub staminy tracimy bezpowrotnie), muszę szukać nowych lub wklepywać kod). Ograniczenie 4 przedmiotami z broni i ekwipunku wymuszało na mnie szukania nowych rozwiązań. Podchodząc do trudniejszych misji musiałem rozsądnie przydzielić ekwipunek dla jednej z czterech wybranych drużyn, każdy grywalny bohater (a tych znanych też nie brakuje) z czasem traci staminę. Plusem poruszania się po mapkach jest możliwość oszukania wrogich żołnierzy, jeśli wybrałem do tego zwerbowanego wcześniej osobnika o identycznym uniformie.

Kamuflaż kameleon, czyli nie do wykrycia + widok w trybie NVG
Cała gra podzielona na logicznie łączące się ze sobą misje dywersyjne, szpiegowskie bądź działania zbrojne. Opcja wysyłania w przerwie między misjami żołnierzy na zwiad, wzbogacała moją wiedzę o kolejnych lokacjach. Raporty nadsyłane przez ekipy szpiegowskie, odejmują mi spory kawał niepotrzebnego gameplaya. Niemożliwym jest na pierwszy rzut odblokowanie kamuflażu stealth, toteż niektóre segmenty gry potrafiły zająć dużo czasu. Prowadzenie fabuły jest umowne: mini mapka na niej mini misja, która nie raz nie różni się poza detalami niemal niczym, prowadziła mnie od jednego punktu do drugiego, odblokowując kolejne lokacje, do których mogłem wracać w każdej chwili zdobywając, (jako np. misja poboczna) nowy ekwipunek bądź ludzi. Rekrutacja wrogich jednostek do swojej armii jest w tym systemie rozgrywki niezwykle ważna. Bez dokładnego czytania radiowych rozmów, dialogów pomiędzy misjami oraz cutscenek gubiłem się nie tyle w fabule, ale nie bardzo wiedziałem co zrobić dalej. O poradę zawsze mogłem zadzwonić do Campbella, Para-Medic oraz Siginta, ich rola była jednak w tej powieści znikoma, rzadko się mogłem do nich dodzwonić (Pani Dr dalej opowiada nam o filmach ;)

Uzbrojenia z czasem dostajemy tyle, że zadowoliłoby to każdego początkującego partyzanta. Większości nawet nie udało mi się spożytkować, jeden głośny wystrzał i alarm może trwać godzinami. Z gadgetów niezawodnym zawsze jest Mk22 na strzałki usypiające. Bardzo przydatne bywały również inne odwracacze uwagi typu, gazetka z panienkami, granaty hukowe oraz nakręcane kaczuszki GA-KO. Czasem należało użyć termicznych gogli, ale widok w nich był momentami dość odstraszający.

HQ, ale nie HD. Jak oni na tym jeżdzą? :P
Odstraszająco czasem też bywały tekstury, które widać w grze. To, czego doświadczyłem w poprzednich odsłonach to przede wszystkim szalenie wysoka jakość tekstur i detali, tu wydaje się tego brakować. No dobrze, to jest gra na PSP, nie można oczekiwać zbyt wiele. Otoczenie oraz faktura postaci wygląda jakby żywce wyjęta z MGS 3 (wszak gra chodzi na tym samym silniku). Fabularnie wydarzenia maja miejsce na wybrzeżu Kolumbii w Ameryce Południowej, jednakże niemal całą rozgrywkę jestem zamknięty w ciasnych mapkach głównie będącymi placówkami rosyjskich jednostek wojskowych. Dżungla występuje tutaj umownie, podobnie jak wiele nieprzewidzianych w gameplayu akcji (Snake jest strasznie sztywny – to widać). Kolejny kłujący temat – kanciastość. Jest wiele przedmiotów w otoczeniu pozbawionych swojej naturalnej bryłowatości. Chociaż to w grze wcale nie przeszkadza jest często zauważalne, kiedy chowamy się pod stolami itp. A sześciokątne koła? Come on! Podczas sekwencji, kiedy ciężarówka jeździ wyglądają normalnie, kiedy parkuje…

Kolejna tajemnicza rozmowa Ocelota. Co knujesz tym razem?
Aby umilić sobie całą rozgrywkę, grałem na PSP na dużym płaskim TV. Ustawienia konsoli nie pozwalały w przeciwieństwie do gier emulowanych z Playstation 1 na fullscrean. Obraz gry prezentował się w dosyć dużej panoramie z każdej strony ekranu.  Jednak nie można na to narzekać, ponieważ to jedyny sposób na zagranie MGS Portale Ops na dużym ekranie. Tej gry nie wydano na żadnej z wypuszczonych ostatnimi latami MGS Collections (MGS Peace Walker, wyszedł, ponieważ pierwotnie miał być robiony, jako numeryczna, piąta część serii na stacjonarne konsole). Nie zanosi się już niestety na zmianę, a szkoda, bo ten tytuł wprowadził też parę innowacji. Najważniejszą muszę wymienić ruchomą kamerę, pierwszą w środowisku 3D w serii gier o czołgających się pod kartonami węży




Grę można masterować, chociażby dla tech level 99 co daje w efekcie Stealth Camuflage


Rezultaty gry na poziomie Normal

Do pełnego przejścia gry potrzebowałem dużo czasu. Ponieważ grałem na już raz zakończonym profilu z uzbieranymi postaciami oraz zdobytym wcześniej ekwipunkiem, gra była trochę prostsza. Zbieranie od nowa 100 żołnierzy byłoby zbyt męczące. Łącznie gra zajęłaby 37 godzin, to pojedyncza rozgrywka na poziomie Normal trwała godzin 12. Moja ocena dla tego tytułu to 8,5/10. Przy czym mogłaby być wyższa gdyby w końcu wyszła w pakiecie w HD.

Następnym razem zabiorę się za ostateczną przygodę Solida Snake’a w ostatnim rozdziale zatytułowanym Guns of the Patriots. Do następnego poczytania tutaj:


Na koniec mała galeria komiksowych cutscenek made by Mr. Wood 

Snake po położeniu na glebę Pythona :P
Menu główne gry, dowodzi młody Roy Campbell z Foxhound
Big Boss po pokonaniu Gene'a. Teraz on jest na drodze do stworzenia Armii z poza Nieba
Gościnnie występuje: Major Ocelot
Snake po raz kolejny powraca odznaczony. Czy usatysfakcjonowany? Oceńcie sami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz