czwartek, 7 lipca 2016

Wrocławskie Dni Fantastyki oczami niezwykłego śmiertelnika. Relacja z konwentu DF 2016

Dni Fantastyki 2016, potocznie nazywane Deefami, to jeden z najlepszych konwentowych eventów, w jakich dane mi było w tym roku uczestniczyć. Najlepsze, choć nie bez tyciego zawodu. Dlaczego właśnie tak? Może spowodowane jest to moim szybkim zaspokojeniem konwentowego zapotrzebowania na nowy typ imprez jakimi są właśnie targi fantastyki. To był już 7-dmy konwent w jakim uczestniczyłem i dosyć szybko przekonałem się, iż największą ich atrakcją są sami ludzie, którzy zjeżdżają się niemal z całego kraju w jedno miejsce na 3 dni nieprzeciętnej zabawy.

DF-y tym bardziej zachęcają do odwiedzin dzięki ich atrakcyjnej lokalizacji. Impreza bowiem odbywa się w położonym mocno na peryferiach Wrocławia Centrum Kultury Zamek, będącego centrum całkiem sporej powierzchni parku, z placem zabaw, wysepką i stawem. Pośród sporej powierzchni terenów nie brakowało także fauny urozmaicający piękny krajobraz wzbogacony i tak już o cudacznie poubieranych młodych ludzi, o samych cosplayerach nie wspominając. Tym bardziej atrakcyjnym był teren konwentu dla samych osób zamiejscowych odwiedzających park pod zamkiem, gdyż wstęp we wspomniany weekend był bezpłatny. I jeśli nie liczyć wejścia do samego budynku Zamku, w którym odbywały się prelekcje, spotkania autorskie, występ kabaretu, konkursy z na wiedzówkach na tematy dla zainteresowanych danym tytułem oraz warsztaty czy zlokalizowane w podziemiach sale z wypożyczalnią gier w której odbywały się także turnieje do m.i. Munchkina, można było wypróbować wiele nietuzinkowych atrakcji  Warto wspomnieć, iż wtedy w Zamku miala miejsce również niesamowita galeria fantastycznych obrazów malarskich o retro-futurystycznej tematyce autorstwa Jakuba Różalskiego. W amfiteatrze zlokalizowanym pod murami galerii odbywały się pokazy cosplay, rozstrzygnięcia konkursów literackich oraz wszelkie uroczystości związane z wręczaniem nagród. Na terenach przyległych swoje miejsca dostały mini wioski tematyczne, m.i. post-apo oraz wikingów, odbywały się drużynowe gry polowe oraz pojedynki w strojach sumo. Nie mogło też zabraknąć, jak to na konwencie, stoisk z gadgetami fanowskimi wszelkiej maści, od pokemonów poprzez skórzane ozdobniki, ręcznie robione kieszonki i karwasze, „upiększacze” do dekorowania cosplayów po stoiska konkursowe w postaci ruletki bądź loterii. Kto był w tym roku na Pyrkonie, musi się zgodzić, że DF to taki Pyrkon w mniejszej, bardziej plenarnej skali.

"Daj Kłesta, Copernikon!" - to zawołanie kierowane do stoiska promujące na DF-ach sierpniowe wydarzenie Copernicon w Toruniu. Brałem tam udział w ogłoszonej przez nich zabawie dla konwentowiczów zabawę rodem z komputerowej gry RPG, wykonując różne, czasem absurdalnie śmieszne zadania, w celu zakwalifikowania się do loterii, w której najcenniejszą wygraną były darmowe wejściówki na wspomnianą imprezę. Bawiłem wtedy się jak nigdy, tym bardziej że miałem motywację, oraz satysfakcję, że tym razem to nie ja przydzielałem zadania (jak się nosi wykrzyknik nad głową na konwencie, to się potem trzeba z tego „wywiązywać” ;) Dla mnie najbardziej absorbująca atrakcja tego konwentu. 

W pierwszy dzień po południu spadło nieco deszczu zmuszając wszystkich, w tym także umalowanych cosplayerów do chowania się po budynkach, na szczęście żaden z punktów programu plenarnego z nie ucierpiał (lub też nie zauważyłem by ktoś się skarżył), rozkład udostępnionych pomieszczeń i zadaszonych miejsc w tym roku był na tyle duży aby spokojnie pomieścić wszystkich uczestników.

Jak już wspominałem, z początkiem tego roku większą uwagę ponad programom przykładam zachowaniom socjalnym, głównemu czynnikowi konwentów. Tym bardziej atrakcyjniejszy jest konwent, gdy nosisz się w cosplayu. I nawet jeśli nie jesteś przez większość osób rozpoznawany, człowiek i tak ma wielką frajdę słysząc od napotykanych osób różne sugestie co do ubranego stroju (czy też pierwotnego zamierzenia z jakim się dana osoba planowała). Pełnoprawny cosplay, lub sam kapelusz, koszulka, biżuteria, czy nawet jedynie makijaż to jest już wystarczający pretekst do wejścia z drugą nieznaną sobie osobą w jakieś zabawne interakcje i pociągnięcia relacji dalej, a warunki plenarne wokół Zamku, parkowa przestrzeń tylko zachęcały do zagadywania napotykane osoby na wszelakie tematy. Podczas DF-ów można było spotkać wielu cosplayerów w ich nowych kreacjach, nie znanych i nie prezentowanych wcześniej strojach, posiedzieć (lub postać jak nie starczyło na strefie gastro leżaków) na panelu w plenerze (panel na temat podstaw tworzenia cosplayu zaawansowanych przebierańców), lub pokręcić się po zamku i poobserwować ciekawostki techniczne jak tańczące roboty czy warsztaty z motion capture. Przeważającym tematem przewodnim DF-ów była szeroko pojęta fantastyka, (gdzieniegdzie pojawiały się różne inkarnacje przedwiecznego Chtulhu) ale zapaleńców zarówno klimatów japońskich, rekonstrukcji historycznych bądź innych ściśle związanych z popkulturą nastawioną na rozrywkę.

To była już któraś z kolei moja wizyta na konwencie (4 w rejonie dolnego śląska) i czuję się jak u siebie na podwórku spotykając ponownie wiele znanych sobie twarzy z regionu oraz innych części Polski. Konwent w takim miejscu w środku maja to bardzo trafiona decyzja, zwłaszcza że jest otwarty także dla osób postronnych. Zdarzenie odwiedziło dużo rodziców z dziećmi, a na spacery wybierało się także sporo milusińskich na smyczy ;)

Generalnie sam konwent był zorganizowany bardzo sprawnie, tradycyjne kolejkony nie były chyba dla nikogo żadnym utrapieniem, gżdacze i helperzy stanęli na wysokości powierzonych im zadań (lub obijali się tak, żeby nikt nie widział ;) więc co nie zagrało? Nie mogę przejść bezkrytycznie do (wg mnie) największe wtopy organizacyjnej, gdyż była to rzecz na której zależało mi oraz zgromadzonym przyjaciołom najbardziej, mając w pamięci zeszłoroczne DF-y. Sala z planszówkami i grami video była zamykana na noc tuż po 22:00 o czym zostaliśmy brutalnie poinformowani na 5 min przed faktem, natychmiast zdając sobie sprawy, iż nie będziemy mogli ponownie spędzić kilku godzin we wspólnym towarzystwie męcząc kolejne dziwne karciane czy planszowe gry do wczesnych godzin rannych. Dla mnie lekki szok, drama i tragedia, gdyż to było najmilsze doświadczenie na DF 2015, gdy to wszystkie oficjalne atrakcje wieczorem się kończyły, z najwytrwalszymi osobami zasiadaliśmy do gier, bawiąc się i poznając nawzajem. Jedynym ratunkiem przed pójściem grzecznie spać do domów lub sleepów w szkole były znajdujące się w pobliżu puby i restauracje (niestety nie serwujące posiłków w godzinach nocnych) i poleganie na grach opartych na swojej wyobraźni (niezastąpione kalambury) lub przyniesione ku przezorności karty (chyba najbardziej ryjące berety i ukazujące nasze czarne poczucie humoru Karty Przeciwko Ludzkości). Gdyby nie ta nieprzemyślana moim zdaniem decyzja o zamknięciu planszówek, nie miałbym nic do zarzucenia całemu konwentowi, a tak pozostawał leciutki niedosyt, podsycony ubiegłorocznymi doświadczeniami. No i nauczka na przyszłość, konwent zawsze potrafi zaskoczyć, nawet w tą mniej przyjemną stronę.

Tyle w sumie do powiedzenia, jeszcze mała galeria zdjęć oraz videorelacja wkrótce:
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz